Kandydaci do służby w korpusie zawodowych szeregowaych zatarasowali wczoraj korytarz w słupskiej Wojskowej Komendzie Uzupełnień. Przybyło tu ponad stu mężczyzn zdecydowanych na założenie munduru i wyemigrowanie za pracą do różnych miast Polski. - Przyznam, że tak dużej frekwencji się nie spodziewałem - podsumował komendant słupskiej WKU podpułkownik Andrzej Peron.
Armia szukała chętnych do służby w jednostkach w Szczecinie, Brzegu, Międzyrzeczu (wojska zmechanizowane), Bydgoszczy (logistyka), Krakowie, Bielsku-Białej i Lublińcu (komandosi). Kryteria ściśle określone - stopień szeregowego bądź starszego szeregowego, odbyta zasadnicza służba wojskowa, wykształcenie przynajmniej zasadnicze zawodowe, niekaralność oraz dobry stan zdrowia. Pensja 1600 zł brutto, armia zapewnia lokum.
- Warunki niezłe, szkoda tylko, że tak daleko - dało się słyszeć głosy. Nikt jednak nie rezygnował, wszyscy czekali na swoją kolej. Większość zebranych miała ochotę na Szczecin - bo tam najbliżej. - Kandydatów kierujemy zgodnie z ich specjalnościami wojskowymi, jednak największe zapotrzebowanie jest z oddziałów specjalnych - wyjaśnia prowadzący rekrutację Bogdan Krupa.
Niektórzy oczekujący po otrzymaniu propozycji służby w komandosach trochę kręcili nosami, w większości jednak wypełniali wnioski. - Ja nie mam nic przeciwko. Pojadę tam, gdzie mnie przydzielą, w końcu tu i tak nie mogę znaleźć żadnej sensownej pracy - nie ukrywał Paweł Leszczyński z Rogawicy (gm. Słupsk).
Weryfikacja w Słupsku to dopiero początek drogi. Kilkudzisięciu mężczyzn, którzy spełnili wymogi formalne, zostało skierowanych do konkretnych jednostek, gdzie czeka ich rozmowa kwalifikacyjna oraz testy sprawnościowe. Właśnie na nich odpada najwięcej kandydatów, a jeśli chodzi o jednostki specjalne to - jak komentowano - prawdziwa rzeźnia. Ze sobą na egzamin trzeba zabrać własne wyposażenie, m.in. namiot, śpiwór, jedzenie, tak, by przez pięć dni w warunkach polowych móc zaliczać kolejne testy.
- Ja się cieszę, że mam skierowanie do Szczecina na kierowcę BWP-a. Żałuję tylko, że po służbie zasadniczej pięć lat temu nie zostałem na nadterminowego - przyznał nam słupszczanin Artur Sieputa. (pio)
Fot. Bartosz Arszyński