|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia






Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |

USD zł |
EUR zł |
CHF zł |

Kategoria: Aktualności
Mieszkańcy boją się lisów
Rozmiar tekstu: A A A
Dzikie lisy grasują na osiedlu Hubalczyków. Nikogo się nie boją, drapią do drzwi, biegają po klatkach schodowych, zaglądają do mieszkań i baraszkują na... placu zabaw dla dzieci. Mieszkańcy obawiają się, że mogą być chore. – Przychodzą około czwartej rano i późnym wieczorem – mówi Stanisława Woch, mieszkanka bloku przy ul. Hubalczyków. – Są jednak łagodne i nikogo nie atakują. Lisy najbardziej upodobały sobie plac zabaw i klatki schodowe, po których ganiają po zmroku. Są tak zuchwałe, że zaglądają nawet do mieszkań. Udało nam się wytropić jedną z lisich rodzin. Mieszka w piwnicy budowanego nieopodal szpitala. Jest ich teraz pięcioro.
– Widuję je tu od dwóch lat. Gdy urodziły się młode, stare lisy polowały na okoliczne koty i przynosiły im je do jedzenia – mówi pilnujący budowy Bronisław Świetlak. – Jednego lisa, po walce zagryzł pies, ale widziałem też jak młode bawiły się z innym psiakiem.
Mieszkańcy przyzwyczaili się już do obecności dzikich towarzyszy. Niektórzy twierdzą nawet, że im nie przeszkadzają. – Nikomu przecież nic nie zrobiły – argumentuje pan Adam, który często obserwuje zwierzęta z balkonu. – Tak będzie do czasu aż coś się komuś stanie – obawia się z kolei Beata Kurgan, której córka nie raz widziała lisy na placu zabaw. – Podchodzą zbyt blisko. Nie wiadomo jakie choroby mogą roznosić. Mam nadzieję, że nie są wściekłe. Moim zdaniem należy je stąd zabrać.
Problem w tym, że nikt tego nie chce zrobić. – Dzwoniłem w tej sprawie do weterynarii i do schroniska. Bezskutecznie – mówi Świetlak.
O lisach od dawna wie Powiatowy Lekarz Weterynarii, ale nie zamierza nic robić. – Nie mam możliwości ich wyłapania, to sprawa straży miejskiej – mówi dr Janusz Sikorski. – Nie daj Bóg, aby kogoś ugryzły. Wprawdzie od ośmiu lat nie ma u nas wścieklizny, jednak lisy roznoszą również inne choroby, m.in. tasiemca bąblowcowego. (Piotr Kawałek)
– Widuję je tu od dwóch lat. Gdy urodziły się młode, stare lisy polowały na okoliczne koty i przynosiły im je do jedzenia – mówi pilnujący budowy Bronisław Świetlak. – Jednego lisa, po walce zagryzł pies, ale widziałem też jak młode bawiły się z innym psiakiem.
Mieszkańcy przyzwyczaili się już do obecności dzikich towarzyszy. Niektórzy twierdzą nawet, że im nie przeszkadzają. – Nikomu przecież nic nie zrobiły – argumentuje pan Adam, który często obserwuje zwierzęta z balkonu. – Tak będzie do czasu aż coś się komuś stanie – obawia się z kolei Beata Kurgan, której córka nie raz widziała lisy na placu zabaw. – Podchodzą zbyt blisko. Nie wiadomo jakie choroby mogą roznosić. Mam nadzieję, że nie są wściekłe. Moim zdaniem należy je stąd zabrać.
Problem w tym, że nikt tego nie chce zrobić. – Dzwoniłem w tej sprawie do weterynarii i do schroniska. Bezskutecznie – mówi Świetlak.
O lisach od dawna wie Powiatowy Lekarz Weterynarii, ale nie zamierza nic robić. – Nie mam możliwości ich wyłapania, to sprawa straży miejskiej – mówi dr Janusz Sikorski. – Nie daj Bóg, aby kogoś ugryzły. Wprawdzie od ośmiu lat nie ma u nas wścieklizny, jednak lisy roznoszą również inne choroby, m.in. tasiemca bąblowcowego. (Piotr Kawałek)

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 6 Gości