Większość z nas miała wczoraj ważniejsze sprawy na głowie niż wybieranie głowy państwa. Te ważniejsze sprawy to zazwyczaj spacer, obiad i telewizor. Od polityki stronią najbardziej mieszkańcy gminy Damnica. Tam głosował zaledwie co czwarty uprawniony. Znacznie lepiej było w gminie Lipnica, gdzie na wybory poszła połowa mieszkańców. Henryka Okołotowicz ze Słupska nie miała problemu iść czy nie iść, bo na wybory chodzi zawsze. Gdy wczoraj rano obudziła się, wiedziała też na kogo będzie głosować. - Jeszcze dzień wcześniej zastanawiałam się nad swoim wyborem, ale w końcu postanowiłam, że już nie będę zmieniać zdania. Ci, którzy nie poszli zagłosować tłumaczyli się zazwyczaj tak samo. - To nic nie zmieni. Nie mam czasu. Tak jakoś wyszło...
O tym, kto na najbliższe cztery lata zajmie najważniejszy fotel w Polsce słupszczanie decydowali w 46 obwodowych komisjach wyborczych. Podobnie jak to było podczas wyborów do sejmu i senatu, większość komisji do południa świeciła pustkami. Frekwencja poprawiła się nieco popołudniu. Trudno jednak uznać ją za rewelacyjną; do godz. 16.30 w 326 komisjach w regionie słupskim swój głos oddało zaledwie 33,92 procent uprawnionych wyborców. - Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony. Spodziewałem się co najmniej małego tłoku. Nie dziwi mnie, że ludzie nie chcieli wybierać posłów i senatorów, ale myślałem, że na prezydenta to zagłosować przyjdą - mówi Tomasz Machciński, którego spotkaliśmy wychodzącego z lokalu w Gimnazjum nr 2 przy ul. Sobieskiego.
Wybory prezydenckie w naszym regionie przebiegły bardzo spokojnie. W niedzielę słupska policja nie zanotowała żadnych przypadków zakłócania ciszy wyborczej. W Miastku, Człuchowie i Ustce także obyło się bez incydentów.