Kategoria: Aktualności

Dziecko cierpi, a lekarzowi… jest przykro

Rozmiar tekstu: A A A

13-letnia Nadia Antoń ze Słupska nie pojedzie w tym roku na wakacje. Stopa, którą jej niedawno zoperowano jeszcze przez kilka tygodni pozostanie w gipsie. Wcześniej jednak dziewczyna aż przez dwa miesiące chodziła ze złamaną nogą! Bo lekarz, który ją badał nie zauważył na zdjęciu rentgenowskim pęknięcia kości! – Mam wielki żal do pani doktor. Zepsuła mi wakacje – mówi Nadia. W kwietniu poszła do lekarza, bo skarżyła się na ból w stopie. Podejrzewała, że jest skręcona. Chirurg, zlecił zdjęcie rentgenowskie, ale nie zauważył na nim nic niepokojącego. – Powiedziała, że to nic takiego, nawet gips nie jest potrzebny – mówi pani Elżbieta, mama Nadii.

Mijały tygodnie, ale z nogą wcale nie było lepiej. Wręcz przeciwnie, ból stawał się coraz silniejszy. Pani Elżbieta zaprowadziła więc córkę do poradni ortopedycznej przy ul. Tuwima. Tam lekarz po obejrzeniu zdjęcia RTG nie miał żadnego problemu ze zorientowaniem się, że kość stopy jest pęknięta. Nadia natychmiast została skierowana do szpitala. Operację przeprowadzono 24 czerwca – w dniu zakończenia roku szkolnego. – Prosto z rozdania świadectw trafiłam na stół operacyjny – mówi Nadia.

Złamanie okazało się na tyle poważne, że lekarze musieli połączyć kości stopy śrubą. Tym bardziej trudno zrozumieć dlaczego pierwszy lekarz nie zauważył nawet potrzeby założenia gipsu. – Moim zdaniem to ewidentny błąd – mówi pani Elżbieta. – Wiem, że różne wypadki się zdarzają, ale gdyby pani doktor zauważyła pęknięcie, można by było zaoszczędzić mojej córce cierpienia. Po sądach nie będę chodziła, szkoda czasu i nerwów. Szkoda tylko, że Nadia nie usłyszała nawet „przepraszam” – dodaje.

A co na to pani doktor? – Nie wykluczam, że mogłam się pomylić. Jeśli tak było, jest mi bardzo przykro z tego powodu – mówi Halina Muszyńska, chirurg dziecięcy. – Jednak jeśli kilka dni po wizycie u mnie dziewczynę nadal bolała noga to powinna zgłosić się do kontroli – dodaje. (man)

Na zdjęciu: – Miałam pojechać na wakacje do Warszawy... Może za rok się wybiorę – mówi N. Antoń.

Fot. Bartosz Arszyński