Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Nieuchronny koniec szpitala?
Rozmiar tekstu: A A A
Ryszard Stus nie wie dzisiaj co będzie go czekać dosłownie za kilka lub kilkanaście dni.
Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala znalazł się w patowej sytuacji. Jakby nie postąpił, to placówka którą zarządza może w każdej chwili upaść i nie podnieść się już nigdy więcej. Wtedy nie będzie już nowego szpitala, bo zadłużenie, które może się pojawić na koncie zniweczy wszystkie plany zarówno samorządu jaki dyrektora. Problem leży w polskim rządzie, który jak do tej pory nie może się dogadać ze związkami zawodowymi lekarzy, którzy z kolei żądają od niego podwyżek do 7 tys. zł. To kwota nierealna jednak nikt w protestach nie ustaje. Słupski szpitala jako jeden z niewielu jest na krawędzi, bo wzorem innych podobnych placówek lekarze, którzy złożyli wypowiedzenia z prac nie wycofali ich i są zdeterminowani w swoich żądaniach. Aby przedłużyć agonię i nie pozostawić pacjentów bez opieki lekarskiej Ryszard Stus postanowił nadszarpnąć budżet szpitala. Na jak długo? To plan awaryjny na 3 miesiące i wystarczy jedynie na zaspokojenie chwilowych potrzeb.

Dyrektor przyznaje, że są to kwoty niewspółmierne do żądań.

- Zabezpieczyliśmy dla lekarzy kwoty między 300 a 600 z, do 300 zł dla pielęgniarek, a do 170 zł dla pozostałego personelu. To jest to co szpital może dać nie hamując płynności w zakupie leków. Dalsze roszczenia będą zdecydowanie uderzać w chorego człowieka. Te kwoty wskazują na możliwości naszego szpitala, który jest w niezłej sytuacji ekonomicznej. A proszę wyobrazić sobie szpital, który ma duże zadłużenie. To nawet taka kwota powoduje, że już się nie podniesie - dodaje. Stus wraz lekarzami ze szpitala czeka na rozwiązania systemowe i centralne, które zastąpią konieczność poprawy sytuacji placówki z budżetu szpitala. Jak dowiedzieliśmy się jest nadzieja na pozostanie lekarzy w szpitalu. Znaczna ich część jest skłonna wycofać swoje wypowiedzenia z pracy pod wpływem informacji o kilkuset złotowych podwyżkach.

- Niestety jest też część ludzi wahających się i tacy, którzy są zdecydowani żądać ode mnie tych tych 5-7 tys. zł. Tego jednak nie wytrzymamy. To jest absolutnie cios wymierzony w pacjenta. Nie chodzi o mnie, bo ja jako dyrektor, a nim tylko bywam, to przede wszystkim jestem lekarzem i znajdę sobie pracę w szpitalu, który zostanie opuszczony przez personel - twierdzi.

Aby szpital wrócił do normalnej pracy wypowiedzenia musieliby cofnąć wszyscy lekarze tak jak zrobiono to w Polsce. Jednym z pierwszych szpitali, w którym zakończyła się akcja protestacyjna, był Szpital Specjalistyczny im. Ludwika Rydygiera w Krakowie. Tam strajk trwał 56 dni. Lekarze uzgodnili z dyrekcją podwyżki rozłożone na etapy i 17 lipca zawiesili protest. Wykruszyli się też lekarze w Radomiu, Rzeszowie i Bielsku-Białej.
 
» Oryginalna treść artykułu znajduje się tutaj. «
 
 

Informacje na temat artykułu:
autor:Marcin Kamiński
Źródło:POLSKA Dziennik Bałtycki
data dodania:2007-08-31
wyświetleń:1834

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 34 Gości