Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Ukarany za dobre serce
Rozmiar tekstu: A A A
Ławnik Sądu Okręgowego w Słupsku został odwołany, bo udzielił pomocy zemdlonej kobiecie. Pech chciał, że zasłabła na korytarzu sądowym, a tam ławnikowi nie wolno z nikim rozmawiać. Sędzia nie uwierzył w jego tłumaczenia, a wniosek o odwołanie poparli radni. Witold Kowalczyk, do niedawna ławnik Sądu Okręgowego, wychodził z sali rozpraw na przerwę. - Zauważyłem na korytarzu kobietę, która zasłabła i bezładnie opadła na ramię pani siedzącej obok - opowiada Kowalczyk, były sanitariusz pogotowia, dyplomowany bioenergoterapeuta. - Podbiegłem natychmiast, żeby zobaczyć co się stało i pomóc. Omdlała dziewczyna przyjechała z rodzicami aż spod Bydgoszczy, była chora na cukrzycę i pilnie potrzebowała zastrzyku. Ławnik pokazał jej ojcu, gdzie jest toaleta, w której będzie mogła zaaplikować sobie zastrzyk. Całemu zajściu przyglądała się jedna z sędzi. - Powiedziała, że nie będę już ławnikiem w tej sprawie - opowiada Kowalczyk. W sekretariacie dowiedział się, że pozostałe sprawy zostały nagle odwołane. Na prośbę sędzi, wiceprezes sądu wysłał wniosek do Rady Gminy Potęgowo o odwołanie Kowalczyka z funkcji ławnika. Większością głosów radni poparli wniosek, choć Kowalczyk wyjaśniał im zawiłość sytuacji na sądowym korytarzu. Zgubiła go jedna rzecz. - Na koniec powiedziałem rodzinie, że gdyby objawy nie ustępowały, to mogą się do mnie zgłosić i dałem wizytówkę - przyznał Kowalczyk. - Przecież gdybym nawet chciał się z nimi spotkać, to nie robiłbym tego w murach sądu. Nie mogłem przecież zostawić potrzebujących na pastwę losu. Nieudzielenie pomocy jest nieetyczne i na dodatek zagrożone karą pozbawienia wolności. Co miałem zrobić? Przecież chciałem tylko pomóc. Ławnikiem jestem już trzecią kadencję i dobrze wiem, jak mam się zachowywać. Nie było mowy o żadnej prywatnej rozmowie na temat związany ze sprawą, o której zresztą też nic nie wiedziałem. Przyjechali z daleka i chciałem dać im wskazówkę, gdzie mogą szukać pomocy.

Zapewnia też, że nie chodzi o pieniądze. Za sprawę ławnik dostaje 50 złotych. - Mnie, jako że mieszkam daleko od Słupska, sąd wzywał bardzo rzadko, czasem raz na miesiąc - mówi Kowalczyk. - Chodzi o to, że bardzo chciałem czuć się potrzebny.

Według wiceprezesa sądu sprawa jest jasna. Jeśli zachowanie ławnika budzi wątpliwość o brak bezstronności, to spotyka się to z naszą uprawnioną reakcją - mówi Dariusz Domachowski. - Dlatego zwróciliśmy się do radnych, bo tylko oni mogą odwołać i powołać ławnika. Po obradach zdecydowali, że trzeba go odwołać. W obronie Kowalczyka stanął jeden z radnych. - Sąd nie może z takich powodów pozbywać się ławnika - twierdzi Edward Wyrostkiewicz. - Nie przeprowadził z nim żadnej rozmowy wyjaśniającej, tylko dał wiarę sędzi, która nie wiedziała, co się działo. Radny o wyjaśnienie poprosił prezesa sądu, właśnie czeka na odpowiedź. Napisał też zażalenie do wojewody pomorskiego, w którym domaga się ponownego rozpatrzenia odwołania przez radnych. Poskarżył się też w premierowi Belce.

Witold Kowalczyk ma nadzieję, że radni jeszcze raz przemyślą sprawę, uwierzą, że chciał tylko pomóc i znów powołają go na ławnika. - To byłoby raczej absurdalne - uważa Wojciech Rębacz, przewodniczący Rady Gminy, który sam kilkanaście lat był ławnikiem. Przyznaje, że sprawa odwołania była dość głośna i stanęła na jednej z komisji. - Po dyskusji doszliśmy do wniosku, że skoro sąd go nie chciał, to gdybyśmy go znów wybrali, pewnie by go i tak nie powoływał na sprawy, tylko korzystał z innych ławników. A tak z tej funkcji skorzysta ktoś inny, do kogo sąd pretensji nie ma - wyjaśnia decyzję radnych przewodniczący. (Piotr Kawałek)

Fot. Sławomir Żabicki
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2005-01-31
wyświetleń:2735

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 3 Gości