Marzec 2024 »
PnWtŚrCzPtSoNd
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031
  Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Groźni zabójcy na wolności
Rozmiar tekstu: A A A
Andrzej Rejmer
Pomorska policja bezskutecznie szuka dwóch psychicznie chorych zabójców, którzy uciekli ze szpitala w Kocborowie pod Starogardem Gdańskim. Jeden z nich jest słupszczaninem. Obaj mogą być niebezpieczni. 32-letni eks-policjant Andrzej Rejmer, w maju 2002 roku w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Władysława IV w Słupsku zabił nożem ojca. Procesu nie było. Sprawę umorzono, bo lekarze stwierdzili u Rejmera schizofrenię paranoidalną. Kiedy zabijał, nie wiedział co czyni.

Decyzją sądu Rejmer został osadzony na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Uciekł stamtąd trzy tygodnie temu z innym chorym zabójcą - Walerianem Jankowskim. Policja bezskutecznie ich poszukuje. Historia ucieczki Rejmera i Jankowskiego jest zadziwiająca. Obaj wyszli w grupie z terapeutą za mury zakładu na zakupy. W sklepie rzucili się na opiekuna. Zagrozili, że go zabiją i uciekli. - Nie ma po nich śladu - przyznaje komisarz Jarosław Sykutera z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Szukamy ich, sprawdzamy wszystkie sygnały.

To nie pierwsza ucieczka słupszczanina. Zniknął także w czerwcu, ale złapano go pod dwóch dniach. - Zatrzymaliśmy go jak wysiadał z autobusu Słupsk - Ustka - mówi komisarz Jacek Bujarski, rzecznik prasowy słupskiej policji. - Teraz także go szukamy.

Czy Rejmer może być groźny? - Tak, i jego współuciekinier także - mówi Arkadiusz Misiewicz, lekarz psychiatra ze szpitala w Jarosławiu na Podkarpaciu. Od trzech tygodnia obaj nie biorą leków. Nie wiadomo dokładnie co się z nimi dzieje po zaniechaniu terapii. Gdy poczują się zagrożeni, prześladowani przez kogoś, mogą być groźni.

Mieszkańcy bloku, w którym rozegrał się dramat sprzed czterech lat, boją się. O ucieczce słyszeli, bo odbiła się sporym echem. - A jeśli tu wróci i wpadnie w szał? - zastanawia się starsza mieszkanka bloku przy Władysława IV. Na szczęście na razie nikt go nie widział. Znajomi Rejmera twierdzą, że przed chorobą był bardzo spokojny. - To był świetny chłop - mówi jeden z sąsiadów.

- Znaliśmy się dobrze. Jednak wyjechał do Warszawy i zmienił się strasznie. Tam stracił przytomność. Trafił do szpitala, w końcu odszedł z policji. Zdrowia nie odzyskał. Twierdził, że słyszy głosy, widzi światło, a jakaś siła każe mu coś złego robić, ale on z tym walczy.

Lekarze ze szpitala w Starogardzie Gdańskim twierdzą, że wyprowadzając chorych zabójców poza mury szpitala nie popełnili błędu. Podkreślają, że do momentu ucieczki chorzy nie stwarzali zagrożenia.

- Spacery i wyjścia do miasta są częścią terapii przystosowania się do życia - mówi Michał Rudnik, dyrektor Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Starogardzie Gdańskim. - Takie spacery nie są czymś nadzwyczajnym, stosuje je wiele szpitali w kraju.

- Jestem zdziwiony - mówi dr Misiewicz. - Każdy chory skierowany przez sąd nie może wyjść poza mury oddziału, na którym przebywa - twierdzi psychiatra. - Są to ludzie chorzy, ale niebezpieczni. Nie ma mowy, żeby poszli na zakupy do miasta. U nas nie mogą wyjść nawet do parku szpitalnego.
 
 

Informacje na temat artykułu:
autor:Tomasz Częścik
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2006-12-02
wyświetleń:4871

Copyright 2003-2024 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 21 Gości