Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Komisja śledcza u wodniaków
Rozmiar tekstu: A A A
Zawrzało w światku słupskich ratowników. Wieloletni prezes WOPR Zbigniew Grabda został oskarżony o malwersacje, uczynienie z ochotniczej instytucji własnego folwarku i kłamstwa. Na razie jedynym efektem tych zarzutów jest to, że przestał być szefem. Sprawą ma się zająć "ratownicza komisja śledcza". Ciężkie działa przeciwko Grabdzie wytoczył Henryk Jarosiewicz, dyrektor Słupskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji i poprzednik Grabdy na stanowisku prezesa słupskiego WOPR. Na sobotnim zjeździe wodniaków odczytano jego list otwarty, w którym zarzuca szefowi ratowników uczynienie z organizacji prywatnego przedsiębiorstwa. - Siedziało to we mnie od wielu lat - mówi Jarosiewicz. - W 1998 roku przestałem być prezesem WOPR, a w 2001 roku w ogóle odszedłem z organizacji, bo nie mogłem patrzeć, jak mój następca z organizacji społecznej robi komercyjne przedsiębiorstwo. Miarka się przebrała, gdy napisał pismo do prezydenta, że uniemożliwiamy mu korzystanie z pływalni. To wierutna bzdura.

Według Jarosiewicza podczas rządów Grabdy z WOPR-u uciekli najzdolniejsi instruktorzy i działacze. Większość z nich nie mogła zgodzić się z autokratycznymi rządami prezesa. - To był jego folwark - dodaje Jarosiewicz. - Napisał, że przez zamknięcie dla niego pływalni, WOPR nie będzie miał pieniędzy na utrzymanie biura. A zatrudnia kilka osób aż na czterech etatach i jednej połówce. Za naszych czasów działało się społecznie. Jaroszewicz podkreśla także, że gdy odchodził ze stanowiska siedem lat temu, pozostawił na koncie 90 tysięcy złotych należących do organizacji. - Co się z tymi pieniędzmi dzieje - pyta były działacz. - Wówczas byliśmy prężną i zamożną organizacją. Gdzie są ci młodzi ludzie, którzy poparli go w poprzednich wyborach? To ludzie myślący i nie mogli ślepo wykonywać rozkazów. Anonimowy działacz WOPR przyznaje, że siedem lat pod rządami Grabdy to twardy czas i wielu ratowników odeszło z organizacji. - Mówiłem mu nie jeden raz, żeby popuścił trochę, ale on twierdził, że z młodymi trzeba krótko - twierdzi ratownik. - Faktem jest, że zrobił dla WOPR bardzo dużo dobrego. Mamy swoje bazy w Ustce i Rowach. Mamy też działkę w Machowinie. Jest gdzie trzymać sprzęt.

Rezultat otwartego listu i stawianych w nim zarzutów jest taki, że Zbigniew Grabda nie jest już prezesem słupskiego WOPR. Zastąpił go Piotr Dąbrowski.

Do nowych władz wpłynął wniosek o powołanie specjalnej komisji śledczej, która ma dokładnie wyjaśnić poczynania byłego prezesa i zarządu. Niewykluczone, że sprawa znajdzie swój finał w prokuraturze. - Sam złożyłem ten wniosek, chociaż byłem w zarządzie - mówi Jerzy Koniczuk, były wiceprezes zarządu słupskiego WOPR. - Trzeba to wyjaśnić. Idąc na zjazd delegatów byłem przygotowany na złożenie rezygnacji, bo nie mogłem zgodzić się z tym, co się działo w organizacji.

Zbigniew Grabda, którzy zarządzał Słupskim Wodnym Ochotniczym Pogotowiem Ratunkowym niepodzielnie przez siedem lat twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a stawione mu zarzuty to bzdura. - Jaki prywatny folwark? - mówi. - Nigdy nie uprawiałem prywaty. Wszystko robiłem dla dobra WOPR. Bardzo mi przykro, że coś takiego jak ten list wydarzyło się na zjeździe naszej organizacji. To jest odpowiedź na moje pismo do prezydenta w sprawie pływalni i szkoleń ratowników. Nie boję się żadnej komisji ani prokuratury. Chcę, żeby jak najszybciej wyjaśniono te kwestie. Do sprawy wrócimy. (Tomasz Częścik)

Na zdjęciu: Henryk Jarosiewicz, dyrektor Słupskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji zarzucił szefowi WOPR Zbigniewowi Grabdzie prywatę, malwersacje i kłamstwa.
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2006-11-20
wyświetleń:3592

Copyright 2003-2024 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 4 Gości